Film "The Fall" reżyserii Tarsema Singha miał swoją światową premierę w 2006 roku. Dopiero kilka tygodni temu Monolith Films postanowił wydać tę produkcję na DVD pod, niekoniecznie dobrze pasującym, tytułem "Magia uczuć". Ciężko stwierdzić dlaczego to dzieło nie doczekało się premiery kinowej, bądź dużo wcześniejszego wydania DVD u nas w kraju. Być może z badań wyniknęło, że typowy polski widz nie jest targetem na tą tematykę i estetykę. I niestety po raz kolejny dystrybutorzy dowodzą, że traktują widzów jak idiotów (ciężko mi oceniać, czy mają rację), ponieważ film jest niesamowity. Wręcz Niesamowity. Z całą pewnością zyskałby dobrą publikę w naszych kinach.
"The Fall" to piękny dramat. Nie z typu tych mrocznych, skąpanych w ciągnącym się paśmie beznadziei i przyziemności. To film prosty, a zarazem magiczny. Fabuła skupia się na spotkaniach dwóch pacjentów szpitala - Roya i młodziutkiej Alexandrii. Przypadek sprawia, że Roy zaczyna snuć ciekawskiej dziewczynce opowieść. Jako, że narrator jest przykutym do łóżka aktorem i kaskaderem filmowym, dysponuje on całkiem sprawną wyobraźnią fabularną. Nie jest to, przynajmniej na początku, jakoś misternie skonstruowana baśń, a zaimprowizowana bajeczka wymyślana na potrzeby kolejnych spotkań. Opowieść ta staje się swoistą metaforą przeżyć Roya, jego autentycznej sytuacji emocjonalnej. Samą przygodę widzimy oczami małej dziewczynki, przez co uzyskany efekt jest niezwykle barwny i przesycony pewnymi, doskonale przedstawionymi, uproszczeniami. Alexandrię i Roya zaczyna łączyć specyficzna i bardzo subtelna nić zrozumienia, oboje kreują własną epicką historię.
Nie mogę zdradzić zbyt wiele z fabuły, a pewne subtelności, gra słów i symbolika filmu jest niezwykle piękna i sprawnia skonstruowana, co musicie jako czytelnicy recenzji wziąć "na wiarę". Wyjawię jedynie, że jest to dramat bez szokującego i niepokojącego, bardzo złego zakończenia. "The Fall" to film, który pozostawia niezywkle pozytywne ważenie, jest przesycony magiczną lekkością przygody, a prostota przekazu i tak doskonałe metafory prywatnych problemów jednostki, są bardzo bliskie każdemu z nas.
Fabuła jest osią, a trybikami, które poruszają całą konstrukcję tego filmu, są zdjęcia, scenografia i muzyka. Wszystkie te aspekty można określić jednym słowem - idealne. Dla widzów, którzy nie mieli do czynienia z różnymi wizualnymi arcydziełami (z nowszych choćby "The Fountain", czy "Zabójstwo Jessiego Jamesa..."), zdjęcia mogą wydać się szokująco piękne. Artystyczny przekaz zawarty w scenografii i niezwykle barwne kadry dodają filmowi mistycyzmu i niezwykłego wrażenia obcowania z czymś wyjątkowym. Same zdjęcia do filmu były kręcone w kilkunastu krajach na całym globie (m.in. Indie, Chiny, USA, Wielka Brytania) przez co otrzymujemy ogromną różnorodność scenerii. Muzyka, za którą odpowiada Howard Shore i Krishna Levy jest idealnie wpasowana w klimat opowieści. Nieco bajkowa, nieco przygodowa, momentami bardzo klasyczna i smutna, jednak w każdym momencie niezwykle intrygująca. Obsada jest złożona z mało znanych aktorów, przez co niezwykłą przyjemność sprawiało mi oglądanie kunsztu i sprawności z jaką radzą sobie ze swoimi baśniowymi, archetypicznymi rolami. Głowna para, Roy i Alexandria, jest w swojej grze niezwykle naturalna.
Czy więc "The Fall" ma wady? Może trochę żałuję, że nie była to produkcja o ogromnym budżecie, bo pole do popisu było naprawdę ogromne. Z drugiej strony, jest to film finansowany niezależnie, który odcięty był od wielkich biur ekip marketingowców naginających niemal każdą scenę pod dany "target". Sama opowieść Roya zdaje się być momentami nieco nierówna - raz "zbyt" przesycona akcją, raz "zbyt" pusta, a wątek miłosny w zestawieniu z mistyczną i epicką przygodą zdaje się być niemal trywialny. Kwestią gustu są również dialogi Alexandrii i Roya. Do mnie przemawia tego typu estetyka "związku" dwóch głównych bohaterów, być może jednak komuś mogłyby się wydać sztuczne (chociaż właśnie ta naturalność rozbroiła mnie z argumentów zupełnie). Niemniej nie widzę powodu, bym na siłę próbował doszukiwać się złych stron tego naprawdę świetnego widowiska.
Tarsem nie jest znanym reżyserem i to pierwszy film pod jego nadzorem jaki miałem przyjemność oglądać. Polubiłem jednak tego człowieka od razu, przede wszystkim dlatego, że nie traktuje widza jak idioty, nie wykładając mu łopatologicznym sposobem każdej przenośni i puenty. "The Fall" zdecydowanie nie składa się z "głodnych kawałków" jakie można ocenić na "widziane już sto razy".
Podsumowując, film łechce niemal wszystkie zmysły - porusza wizualnie i dźwiękowo, a jego naturalność dotyka głębokich pokładów wrażliwości ludzkiej. Niebawem będzie go można dostać na DVD w wypożyczalniach, bądź kupić. Dla tych, którzy jeszcze nie mieli przyjemności go oglądać - gorąco polecam. Każdemu, bo jak wspomniałem na samym początku, jest to film Niezwykły.
Z przyjemnością wystawiam mu 9,5/10 - niemal idealne Arcydzieło!