Autor: ktosik Data dodania: 2012-10-28 22:03:45 Wyświetlenia: 13070
Le Libertin - recenzja
Le Libertin (oryginalny tytuł) to francuska komedia, która swoją premierę miała w 2000 roku. Na wstępie muszę przyznać, że trochę „klatek upłynęło”, odkąd tak się uśmiałem, oglądając jakiś film. Ale to nie wszystko – „Le Libertin” to obraz z drugim dnem, takim, które warto poznać również dla rozrywki intelektualnej. Słowem: film niesie refleksję, której wartość nie ulega zmianie mimo mijających lat. Zacznijmy standardowo – od fabuły.
Diderot i inni myśliciele epoki piszą pierwszą encyklopedię. Po wydaniu okazuje się rzecz niesłychana – ludzie nie rozumieją jej idei, a władze i kościół krytykują na wszystkie możliwe sposoby. Mimo tego Diderot i Encyklopedia stają się jednym ze sztandarów Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Wiedza, dostępna dotąd tylko dla elit i klas wyższych, staje się czymś pospolitym – może ją posiąść każdy, kto ma dobre chęci. Diderot jako reprezentant oświecenia zostaje przeklęty i skazany na ciągłe szykany konserwatystów. Mimo tego – a właściwie jakby na przekór – nie poddaje się i kontynuuje pracę nad niemalże już skończoną encyklopedią. Pozostaje tylko jeszcze jeden artykuł i całość zostanie wydrukowana i wysłana w świat. Tylko ta przeklęta „moralność”…
Diderot jako człowiek wyzwolony nie próżnuje w romansach. Dla niego wolność to podążanie za naturalnymi potrzebami. Nie krępują go konwenanse, nic nie warte są dla niego zakazy i nakazy. Wraz ze swymi podbojami miłosnymi zmienia podejście do świata – wcale nie ucieka od przewin i grzechów, po prostu poszukuje odpowiedzi na nurtujące go pytania. Szybko okazuje się, że „moralność” znaczy dla niego co chwilę co innego – wystarczy, że zmieni punkt widzenia, a nowa sytuacja nasuwa mu kolejną definicję, która co gorsza nie jest kompatybilna z poprzednią. A po chwili następuje kolejna myśl i Diderot ponownie leci do swej drukarni, by rozrzucić czcionki (widz prędko pojmie komizm tej powtarzalnej sytuacji), wykreślić pojęcie i zacząć pisać całkiem odmienne. I tak raz za razem.
Na pograniczu filmu, prócz podstawowego przesłania – czyli próby skonstruowania i podania właściwej definicji „moralności” – pojawiają się jeszcze dwa motywy, którym warto pokrótce się przyjrzeć. Pierwszy to ekspresja wyrażona poprzez śmieszne, często wręcz mocno przerysowane sytuacje. Jest to narzędzie, które ma wywołać w widzu przede wszystkim uśmiech – ale przy oglądaniu warto przyjrzeć się tej konstrukcji. Drugi motyw wiąże się z linią fabularną – następuje rozwój, Francja stoi na skraju przesytu materialnego elit, ale brakuje jej elementarnego pierwiastka – ludzie „posiadają”, ale nie „wiedzą”. Nauka dopiero się rozwija, a dzięki Encyklopedii następuje to znacznie szybciej. Nie pochwalam tego, co stało się później – Wielkiej Rewolucji Francuskiej i następujących po niej zmian; po prostu zauważam, że tło filmu jest bardzo wyraziste i oddaje ducha epoki nie tylko poprzez właściwy ubiór.
W zasadzie to tyle. Resztę pozostawiam widzowi – a w filmie wiele jest do odkrycia. Krótko reasumując. Le Libertin to intrygująca komedia, ocierająca się często o parodię. Film osadzony jest w czasach XVIII-wiecznej Francji, choć to nie tło gra tutaj pierwsze skrzypce – a lejtmotyw tworzenia Encyklopedii. Aktorzy doskonale wczuli się w ducha czasów przeszłych, a wykwintne stroje czy realizm zachowań elit tylko podkreślają kunszt z jakim został stworzony film. Tytuł polecam z czystym sercem – z pewnością nie będzie to stracony czas.
gatunek: Komedia, Kostiumowy produkcja: Francja premiera: 15 marca 2000 (świat) reżyseria: Gabriel Aghion scenariusz: Eric-Emmanuel Schmitt, Gabriel Aghion