Film „Nieznajomi” - określany mianem „horroru” - to z formalnego punktu widzenia zaledwie thriller. Obraz ten nie spełnia podstawowego warunku przynależności do gatunku „grozy”, gdyż zagrożeniem dla bohaterów nie są siły nadprzyrodzone, a „tylko” inni ludzie. Poza tym - patrząc z bardziej praktycznej perspektywy - nie sądzę, żeby którykolwiek z prawdziwych miłośników horroru uznał ten film za „straszny”. Jednakże przeciętnego widza produkcja ta może całkiem skutecznie przestraszyć...
Twórcy filmu już od pierwszych scen skutecznie budują napięcie, początkowo nie mające nic wspólnego z tytułowymi nieznajomymi. James (Scott Speedman) oświadcza się Kristen (Liv Tyler), ale dostaje odpowiedź odmowną. Jest wściekły, rozczarowany, rozgoryczony, wydaje się dążyć do zakończenia związku; ona czuje się winna. Niepokojąca muzyka, przeplatana momentami ciszy, rozszerza napięcie wynikające z tej sytuacji na nieznane jeszcze zagrożenie.
Nieznajomi pojawiają się w życiu bohaterów nagle, ale jak się początkowo wydaje „tylko na chwilę”, przypadkiem. Kristen i James nie odbierają zadanego przez obcą dziewczynę pytania „czy jest tu Tamara?” jako ostrzeżenia, groźby, zapowiedzi przyszłych wydarzeń. Choć sytuacja wydaje im się dziwna, nie zastanawiają się nad nią dłużej. Mają przecież ważniejsze problemy.
Oczywiście wkrótce priorytetem staje się dla nich walka o przetrwanie, gdyż Nieznajomi okazują się być niebezpiecznymi napastnikami.
Od momentu powrotu Nieznajomych subtelna nić napięcia pęka, zastąpiona przez chaotyczne sceny, na przemian to ucieczek, to pojawiania się napastników „znikąd”, za plecami bohaterów - i tak, aż do momentu kulminacyjnego.
Owszem, bywa strasznie, lecz trochę na zasadzie „potwora wyskakującego z szafy”. Postępowanie nieznajomych można uznać za formę „zabawy z ofiarą”, ale przeczy temu scena konfrontacji, podczas której zachowują się oni nieznośnie patetycznie; brak im luzu, wydaje się, że zabijanie traktują jako jakiś rodzaj misji . Odpowiedź „bo byliście w domu” (udzielona na pytanie Kristen „dlaczego nam to zrobiliście?”) wydaje się być oderwana od wypowiadających ją postaci, nieszczera.
Warto przypomnieć w tym miejscu inny film o bardzo zbliżonej fabule: „Funny Games” ( z 1997 r.). W obu produkcjach zastosowano podobny schemat fabularny: ludzie (w tym wypadku 3-osobowa rodzina) terroryzowani we własnym domu przez nieznajomych. Jednakże w przypadku „Funny Games” napastnicy naprawdę bawią się swoimi ofiarami: zmuszają je do udziału w „zabawnych gierkach”, zwodzą przedstawiając im fałszywe motywacje swojego postępowania, wreszcie dają nadzieje na ocalenie... A przy tym - przede wszystkim - dobrze się bawią, co czyni ich szczególnie strasznymi.
W „Nieznajomych” zabrakło mi takiego „funny dialogu”, „funny gry” między katami, a ofiarami. Twórcy woleli postawić na „survival”.
Mimo wszystko nie nazwałabym tego filmu „złym”. Tyler i Speedman grają dobrze - udaje im się zbudować napięcie między postaciami. Nastrój podkręca dobra, niekiedy puszczana z gramofonu, muzyka. Akcja toczy się wartko, nie ma dłużyzn, film w trakcie oglądania nie nudzi. To po prostu kolejna, przeciętna, hollywoodzka produkcja, której oglądanie nie boli, ale też specjalnie nie rusza. Ot, trochę strachu w wersji „Light”.
Ocena: 5,5/10
The Strangers
reżyseria: Bryan Bertino
scenariusz: Bryan Bertino
zdjęcia: Peter Sova,
muzyka: tomandandy
czas trwania: 90
dyst.: Monolith Films